Dzisiejszy post będzie o mojej małej podróży. Jeszcze nie wszyscy wiecie, ale ja kocham podróżować. Uwielbiam być w ruchu. Dzisiaj tutaj, jutro tam. Mogłabym spędzić całe życie na takiej zasadzie. Nie należę do osób, co się przywiązują do rzeczy, miejsc czy ludzi. Ktoś kiedyś nazwał mnie osobą aspołeczną, ktoś inny wyalienowaną i myślę, że obie te osoby miały trochę racji.
Moja podróż była bardzo spontaniczna. W sobotę padł pomysł, a już w poniedziałek był realizowany. Wycieczka odbyła się do miejsca oddalonego od mojego Wrocławia o 82 km - Opola. Nigdy w tym mieście nie byłam, a wiedziałam o nim tylko tyle ile wyczytałam w internecie, czyli m.in. to, że jest dużo, dużo mniejsze od Wrocławia (Opole 96,55km², Wrocław aż 293km²). Spakowałam tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy i o 6:45 wyszłam z domu, a o 7:38 już byłam w drodze.
W Opolu na dzień dobry przywitał mnie... dworzec. ;) Następnie kiosk, w którym zaopatrzyłam się w mapę, a potem już jakoś poszło. Zwiedziłam kilka kościołów, jedyną wielką galerię, w której na samej górze było obserwatorium. Widok był przepiękny, tym bardziej, że pogoda dopisywała. Zwiedziłam również wyspę Opola, studnię św. Wojciecha, tzw. cztery pory roku, Amfiteatr, Opolską Wenecję, kilka mostów, Aleję Gwiazd oraz bardzo dużo ulic i uliczek.
Czy coś mnie zaskoczyło w Opolu? Owszem tak, jest kilka takich rzeczy. Po pierwsze nie ma tam darmowych parkingów ani w ogóle innych miejsc do parkowania. Gdziekolwiek chcemy zaparkować to musimy wykupić bilet. Po drugie ludzie są o wiele, wiele milsi niż Wrocławianie i bardzo często używają słów przepraszam, proszę i dziękuję. Po trzecie nie ma tam prawie w ogóle sygnalizacji świetlnej. Jedynie na większych skrzyżowaniach. Po czwarte auta zatrzymują się same i przepuszczają pieszych, nie trzeba się chamsko pchać na ulicę. Po piąte ludzie mniej się spieszą i są mniej nerwowi. Po szóste mury, bramy i inne w przeciwieństwie do Wrocławia są w ogóle niepopisane. Może tylko dwa albo trzy razy widziałam jakieś napisy wykonane sprejami. Po siódme mieszkańcy Opola chyba kochają schody. Ciągle były schody, ciągle do góry, ciągle do dołu, ciągle schody. Nie wiem czy tylko Opole ma ich aż tyle, czy po prostu Wrocław jest bardzo ubogi, ale jedno jest pewne. Cieszę się, że my ich aż tyle nie mamy! ;) I w końcu... Uniwersytety. Są one o wiele, wiele ładniejsze od tych Wrocławskich. Szczególnie zachwycił mnie jeden, (na który na szczęście mogłam wejść). Znajdował się tam piękny ogród. Chętnie bym tam wychodziła na przerwach czy okienkach.
Opole to nie jest duże miasto. Ja kocham miejsca tętniące życiem, takie co nigdy nie śpią. Mimo to miasto mi się spodobało. Jeżeli chcecie gdzieś pojechał na dzień/dwa to Opole świetnie się na to nadaje. Ja nie odwiedziłam kilku miejsc (np. Cmentarz Żydowski), ponieważ brakło mi czasu. Myślę, że gdybym miała dzień więcej to zwiedziłabym wszystko, co warto. Mimo to i tak prawie ze wszystkim się "wyrobiłam". Jeżeli bym miała ocenić to jak mi się ta wycieczka, miasto i cała reszta podobała w skali 1-6 to wystawiłabym ocenę 4+.
A na koniec Opolska Wenecja i Ratusz. :)