Mój dzisiejszy post będzie się tyczył SPA, a dokładniej domowego SPA. Na pewno nasuwa się Wam pytanie, o co chodzi? Domowym SPA nazywam czynności pielęgnacyjno-relaksujące, które wykonuje w domu. Kiedyś robiłam je raz na tydzień, ale lista była o wiele krótsza niż obecnie (starość nie radość), teraz robię raz na dwa tygodnie, a czasami nawet raz na miesiąc, bo po prostu częściej nie mam czasu.
Myślę, że każda z nas zasługuje na takie domowe SPA. Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką potrzebujemy to czas. Mi wszystko (obecnie) zajmuje jakieś 4 godziny.
Przedstawię Wam, co ja wtedy robię, ale oczywiście zabiegi możecie dopasować do siebie. :) Głównie chodzi mi o to, aby Was natchnąć do takiego dnia dla siebie, to odpręża i naprawdę czujemy się po tych zabiegach piękniejsze i dopieszczone. :)
Zabiegi podzieliłam na 8 części. Oczywiście niektóre z tych czynności wykonujemy codziennie, ale ja opisuję je tutaj hurtem, więc to nie jest tak, że myję się raz na tydzień. ;)
1. Włosy
a) Włosy myjemy, a końcówki spłukujemy zimną wodą
b) Następnie używamy odżywki
c) Na koniec nakładamy na jakieś 60 minut maseczkę na włosy
2. Twarz
a) Myjemy twarz, aby usunąć zanieczyszczenia z całego dnia
b) Następnie robimy parówkę, aby otworzyć pory
c) Robimy peeling twarzy
d) Nakładamy maseczkę na twarz
e) Jeżeli to konieczne to smarujemy twarz kremem
3. Usta
a) Robimy delikatny peeling ust (szczoteczką do zębów)
b) Nakładamy miód na usta na jakieś 15 minut
c) Na koniec możemy jeszcze maznąć usta pomadką ochronną
4. Zęby
a) Po prostu myjemy ząbki ^^
5. Brwi
a) Regulacja
6. Ciało
a) Najpierw długi prysznic albo kąpiel w wannie
b) Następnie robimy peeling ciała
c) Ja po peelingu robię jeszcze masaż gąbką
d) Następnie nie spiesząc się robimy depilację ciała
e) Na koniec dopieszczamy naszą skórę balsamem/oliwką do ciała
7. Pięty, stopy
a) Na początek moczymy stopy w ciepłej wodzie z mydłem przez jakieś 20 minut
b) Drugim krokiem będzie peeling stóp
c) Następnie traktujemy pięty pumeksem
d) Obcinamy paznokcie, usuwamy skórki
e) Smarujemy balsamem całe stopy + możemy nałożyć bawełniane skarpetki, aby krem lepiej działał
8. Paznokcie, dłonie
a) Po pierwsze: przypiłować, poprawić kształt, obciąć, usunąć skórki (zależy, co akurat nasze paznokcie potrzebują)
b) Wsmarowujemy w paznokcie odżywkę
c) Na koniec smarujemy dłonie grubą warstwą kremu, na 60 minut zakładamy bawełniane rękawiczki.
Jak widać całe to domowe SPA składa się aż z 26 czynności, więc nie ma się, co dziwić, że to wszystko zajmuje jakieś 4 godziny! Spróbujcie same zrobić wszystko od A do Z. Gwarantuje, że przyniesie to Wam więcej zabawy niż każdego dnia robienie pojedynczych zabiegów. A więc... zarezerwujcie czas dla siebie i do dzieła!
poniedziałek, 13 czerwca 2011
piątek, 10 czerwca 2011
7.
W dzisiejszej notce przedstawię dziesięć najgorszych kosmetyków jakie pamiętam z tych, co używałam. Produkty będą z półki konwencjonalnej, więc informacja przyda się nawet tym, co nie interesują się kosmetykami naturalnymi. Sama stosowałam te produkty nim zaczęłam stosować, baa... nawet słyszeć o kosmetykach naturalnych. W innym przypadku nigdy bym po nie nie sięgnęła.
Kosmetyki są poukładane losowo. Numer 1 nie oznacza, że to był najgorszy kosmetyk, a numer 10, że to był najlepszy z tych najgorszych. :)
1. i 2. Szampon i odżywka z tej samej serii, Nivea:
4. Tonik ściągający i zwężający pory, Garnier:
10. Balsam do ciała (happy time), Nivea:
Kosmetyki są poukładane losowo. Numer 1 nie oznacza, że to był najgorszy kosmetyk, a numer 10, że to był najlepszy z tych najgorszych. :)
1. i 2. Szampon i odżywka z tej samej serii, Nivea:
Kupiłam ten szampon i odżywkę zachęcona reklamą. Poza tym pomyślałam: Firma NIVEA? To musi być coś dobrego. Niestety tak się nie okazało. Szampon wcale nie nadawał blasku, włosów się po nim dobrze nie rozczesywało. W połowie dnia już były tłuste (może to miało być tym blaskiem? tłuszcz na włosach?), a do tego strasznie włosy obciążał! Odżywka podobnie jak szampon nie pomagała w rozczesywaniu włosów, również je obciążała i nie nadawała blasku. Tym diamond gloss miał być chyba łój na włosach. Mówię stanowcze nie, nie, nie i jeszcze raz nie tym produktom.
3. Szampon do włosów przetłuszczających się, Palmolive:
Ten szampon miał same minusy. Kupiła mi go moja mama, bo nie mogła dostać mojego, więc wzięła pierwszy lepszy. Szampon był za gęsty, pienił się aż za bardzo, obciążał włosy, elektryzował i na dodatek ani trochę nie pomagał w zwalczaniu przetłuszczania, wręcz przeciwnie... włosy po nim przetłuszczały się jeszcze bardziej. Na dokładkę plątał włosy i utrudniał ich rozczesywanie. Dałam mu szansę i używałam miesiąc, ale chętnie go odstawiłam (niestety posiadałam dużą butelkę). Jeżeli już miałabym wyszukać jakieś plusy to tylko cena i ogólna dostępność tego produktu.
4. Tonik ściągający i zwężający pory, Garnier:
Będąc u koleżanki na noc czasami zapomniałam swojego toniku, więc miałam okazję wypróbować to „cudo”. Tą okazję miałam kilka razy, bo kilka razy zapomniało mi się o moim toniku. Zdecydowanie nikomu nie polecam tego kosmetyku. To jeden z najbardziej agresywnych toników, jakie znam. Myjąc nim twarz skóra szczypała mnie niemiłosiernie. Poza tym wysuszał i wcale nie zauważyłam żeby usuwał pryszcze czy wągry. Zapach także mi się nie podobał, był duszący. Jedyny plus to taki, że dobrze usuwał bród z twarzy i pozostałości makijażu.
5. Połyskujący balsam do ciała, Avon:
Balsam dostałam w prezencie od mamy. Po pierwsze zapach podobał mi się średnio, inaczej pachniał w katalogu. Jak dla mnie był za słodki. Po drugie drobinki mnie wkurzały. O ile nadawały się na jakąś imprezę to, na co dzień już nie, więc smarowanie ciała tym balsamem z rana odpadało. Posmarowanie wieczorem skutkowało tym, że z rana mieliśmy poduszkę w brokacie. Balsam także nie powalał nawilżaniem. Było ono średnie, a skóra już na drugi dzień domagała się powtórki. Warto dodać, że moja skóra nie wymaga wielkiego nawilżenia, tym bardziej go to skreślało. Poza tym balsam był dla mnie zbyt leisty. Naprawdę go nie polubiłam, a z plusów doszukałam się tylko jednego - był wydajny i to nawet bardzo (miałam go 6 miesięcy, a używałam codziennie z małymi wyjątkami). Osobiście już nigdy więcej po niego nie sięgnę.
6. Żel do mycia twarzy, Nivea:
Zdecydowanie nie polecam tego produktu. Moja skóra nie jest podatna na żadne uczulenia ani nic z tych rzeczy. Myjąc twarz tym żelem czułam jednak tylko niemiłosierne szczypanie i marzyłam by jak najszybciej to z siebie zmyć. Wielkiej poprawy skóry nie zauważyłam. Momentami miałam wręcz wrażenie, że wygląda znacznie gorzej.
Na plus mogę ocenić tylko opakowanie, wydajność (ja miałam go 3 miesiące, a używałam codziennie) i ewentualnie zapach.
Na plus mogę ocenić tylko opakowanie, wydajność (ja miałam go 3 miesiące, a używałam codziennie) i ewentualnie zapach.
7. Krem nawilżający + lekki podkład, Nivea:
Kosmetyk dostałam w prezencie i całe szczęście, bo na pewno bym sobie w brodę pluła, że wydałam pieniądze na takie coś. Dla mnie ten produkt w ogóle nie był kremem. Nawilżenie było zerowe. Jako fluid absolutnie nie spełniał oczekiwań producenta, nie dostosowywał się do koloru naszej cery. Mówiąc krótko, ale treściwie – bubel. Po kilku(nastu) próbach oddałam go koleżance.
8. Cukrowy peeling, Perfecta:
Pamiętam, że dostałam ten peeling w prezencie pod choinkę. Miałam wersję czekolada-kokos.
Po pierwsze czułam tylko czekoladę, kokosa w ogóle. Pachniał ładnie to fakt, ale to i tak nie zmieniało faktu, że kokos gdzieś wyparował. Granulki ciężko rozprowadzały się po ciele i bardzo szybko schodziły. Skóra nie była idealnie gładka po użyciu tego peelingu, chyba że nałożyliśmy go naprawdę bardzo, bardzo dużo. Z tego, co się zorientowałam cenę również ma sporą, za dużą jak na takiej, jakości peeling.
Po pierwsze czułam tylko czekoladę, kokosa w ogóle. Pachniał ładnie to fakt, ale to i tak nie zmieniało faktu, że kokos gdzieś wyparował. Granulki ciężko rozprowadzały się po ciele i bardzo szybko schodziły. Skóra nie była idealnie gładka po użyciu tego peelingu, chyba że nałożyliśmy go naprawdę bardzo, bardzo dużo. Z tego, co się zorientowałam cenę również ma sporą, za dużą jak na takiej, jakości peeling.
9. Mgiełka do ciała (owoc granatu i mango), Avon:
Mgiełkę kupiłam na promocji za 9 czy 10 złotych. Bardzo spodobał mi się zapach, który był w katalogu. Mgiełka, jak mgiełka. Zapach był ładny, jeżeli nie popsikaliśmy się więcej niż dwa razy za jednym zamachem. Jeżeli zrobiliśmy to więcej niż dwa razy to zapach stawał się mdły. Dużym minusem tej mgiełki był fakt, że kiedy się nią psikałam to tworzyły mi się pryszcze na dekolcie. Kiedy tylko mgiełkę odstawiałam to problem znikał. Cóż się dziwić skoro w składzie na pierwszym miejscu widniał Alcohol Denat. Na pewno już do niej nie wrócę.10. Balsam do ciała (happy time), Nivea:
Na początku widziałam reklamę tego produktu, potem miałam okazję powąchać go w sklepie i zakochałam się. Koniecznie, ale to koniecznie chciałam go mieć. W końcu dostałam od mamy.
Początkowo bardzo go lubiłam, miałam ten 250 ml. Jednak przy kolejnym opakowaniu i to już 400 ml + 125 ml gratis niemal go znienawidziłam. Średnio nawilżał i zostawiał trochę lepkie ciało, co z czasem zaczyna bardzo denerwować. Zapach, który na początku bardzo mi się podobał z czasem również zaczął drażnić. Zamiast soczystej pomarańczy, (którą czułam na początku) zaczęłam czuć chemiczną.
Jednak to nie była miłość, a jedynie zauroczenie. Do tego balsamu już nie wrócę.
Początkowo bardzo go lubiłam, miałam ten 250 ml. Jednak przy kolejnym opakowaniu i to już 400 ml + 125 ml gratis niemal go znienawidziłam. Średnio nawilżał i zostawiał trochę lepkie ciało, co z czasem zaczyna bardzo denerwować. Zapach, który na początku bardzo mi się podobał z czasem również zaczął drażnić. Zamiast soczystej pomarańczy, (którą czułam na początku) zaczęłam czuć chemiczną.
Jednak to nie była miłość, a jedynie zauroczenie. Do tego balsamu już nie wrócę.
A na koniec jeszcze odpowiedź na pytanie, które zadał mi jakiś Anonim :)
Balsam do stóp użyłam dopiero raz, więc jeszcze za wiele powiedzieć nie mogę. Na razie wszystko jest jak w najlepszym porządku. Od razu urzekł mnie jego zapach (nie ma tego charakterystycznego zapachu balsamów do stóp). Niedługo na pewno pojawi się szersza recenzja, więc wypatruj jej. ;)
poniedziałek, 6 czerwca 2011
6.
Cześć Wszystkim!
Tak, wiem, że długo mnie nie było. Uwierzcie mi, że miałam powody. Najpierw nie miałam czasu, potem wyskakiwał mi jakiś błąd i nie mogłam zalogować się na bloggera, następnie mieli jakąś przerwę techniczną, a potem znowu ja nie miałam czasu z powodu uczelni. Jednak jak widać - wróciłam. :)
Na początek mile mnie zaskoczyło, że tyle nowych osób dodało mój blog do obserwowanych. Dziękuję Wam bardzo!
Dzisiaj pokażę Wam moje ostatnie zakupy plus podam przepis na peeling do ciała własnej roboty.
Zaczniemy od peelingu. Jest to peeling kawowy, a jego przepis można dowolnie modyfikować. Głównym produktem jest tutaj (jak zresztą można się było domyślić) kawa, reszta zależy od nas. Z racji tego, że ja lubię mocne zdzieraki to dodaję do peelingu soli. Jednak możecie do kawy dodać również balsamu (jeżeli chcecie aby peeling był nawilżający), możecie dodać żelu, płynu (jeżeli chcecie aby był myjący), możecie również dodać cukier (jeżeli lubicie peelingi cukrowe) albo możecie nie dodawać nic i mieć samą kawę.
Trudno tutaj podać proporcje, robi się to raczej na oko; mniej więcej pół na pół. Kawę wcześniej można zaparzyć (nie może to być kawa rozpuszczalna) to rzekomo powoduje jeszcze lepsze działanie peelingu. Peeling przekładamy następnie w jakieś pudełeczko i voila. :) Nie przejmujcie się tym, że brudzi całą kabinę lub/i wannę. Kawa bardzo łatwo schodzi.
Nigdy nie miałam lepszego peelingu niż ten, a w porównaniu do tych sklepowych on kosztuje grosze (kawę kupcie najtańszą z możliwych, nie trzeba tutaj niczego z górnej półki).
Zdajcie relacje jak wam podoba się peeling kawowy i czy jest gorszy czy lepszy od tych sklepowych. :)
A moje ostatnie (mniej lub bardziej) zakupy to:
Od lewej:
a) Żel pod prysznic (Alterra)
b) Woda termalna (Iwostin)
c) Maseczka: z glinki czerwonej, z glinki zielonej (Argiletz)
d) Balsam do stóp (Natuderm Botanics)
Tak, wiem, że długo mnie nie było. Uwierzcie mi, że miałam powody. Najpierw nie miałam czasu, potem wyskakiwał mi jakiś błąd i nie mogłam zalogować się na bloggera, następnie mieli jakąś przerwę techniczną, a potem znowu ja nie miałam czasu z powodu uczelni. Jednak jak widać - wróciłam. :)
Na początek mile mnie zaskoczyło, że tyle nowych osób dodało mój blog do obserwowanych. Dziękuję Wam bardzo!
Dzisiaj pokażę Wam moje ostatnie zakupy plus podam przepis na peeling do ciała własnej roboty.
Zaczniemy od peelingu. Jest to peeling kawowy, a jego przepis można dowolnie modyfikować. Głównym produktem jest tutaj (jak zresztą można się było domyślić) kawa, reszta zależy od nas. Z racji tego, że ja lubię mocne zdzieraki to dodaję do peelingu soli. Jednak możecie do kawy dodać również balsamu (jeżeli chcecie aby peeling był nawilżający), możecie dodać żelu, płynu (jeżeli chcecie aby był myjący), możecie również dodać cukier (jeżeli lubicie peelingi cukrowe) albo możecie nie dodawać nic i mieć samą kawę.
Trudno tutaj podać proporcje, robi się to raczej na oko; mniej więcej pół na pół. Kawę wcześniej można zaparzyć (nie może to być kawa rozpuszczalna) to rzekomo powoduje jeszcze lepsze działanie peelingu. Peeling przekładamy następnie w jakieś pudełeczko i voila. :) Nie przejmujcie się tym, że brudzi całą kabinę lub/i wannę. Kawa bardzo łatwo schodzi.
Nigdy nie miałam lepszego peelingu niż ten, a w porównaniu do tych sklepowych on kosztuje grosze (kawę kupcie najtańszą z możliwych, nie trzeba tutaj niczego z górnej półki).
Zdajcie relacje jak wam podoba się peeling kawowy i czy jest gorszy czy lepszy od tych sklepowych. :)
A moje ostatnie (mniej lub bardziej) zakupy to:
a) Żel pod prysznic (Alterra)
b) Woda termalna (Iwostin)
c) Maseczka: z glinki czerwonej, z glinki zielonej (Argiletz)
d) Balsam do stóp (Natuderm Botanics)
Subskrybuj:
Posty (Atom)